Matka
Dziś od roku pierwszy raz rozmawiałam z matką. Podobno miłość matki jest bezwarunkowa, mojej chyba nie jest. Bo gdyby była to nie zostawiła by samej córki z rakiem. Nie było jak sie czujesz, lub jak tam dziewczynki? NIE!! to była sucha inforamacja, że ktoś tam umarł i czy będe na pogrzebie. I tyle. Czy ja naprawde jestem aż takim złym człowiekiem? Boli, sukurwysyńsko boli. Ta obojatność i w ogóle samotność. Gdy pierwszym razem dowiedziałam się, że mam raka- każy mówił, że bedzie wporządku, że rak to nie wyrok. Tak faktycznie jest. Rak to nie wyrok, ale moja rodzinka od kąd zaczełam chorować potraktowała mnie jak trędowatą. Dlaczego nie wiem. Uchodze, w kręgach rodzinnych za największą suke, która nie ma szacunku do rodziców bo już tak często nie byłam wstanie odwiedzac. Mój żal narasta z kazdym dniem. Czy warto dalej się leczyć jeśli mój własny ojciec stwierdził, że tak naprawdę nic mi nie jest. Mój mąż, ma mie gdzieś, ważne by było ugotowane ciuchy czyste w szafie i posprzatane, a dzieci nakarmione i w łóżakch. Moja rodzina totalnie mnie olała. Dlaczego więc mam sie meczyć i przyjmować kolejne porcje chemii. Po co ?